To były upalne wakacje. I bardzo nudne gdyby nie…
Niby wszystko jak należy – pełne zakamarków, tajemnych grot i małych dzikich plaż klifowe wybrzeże, stryj zostawiający mi pełną swobodę. I szesnaście lat. Ale wokół pustynia! To znaczy żadnych rówieśników – żadnych chłopaków ani miejscowych ani przyjezdnych. Ani, co gorsza, dziewczyn! Od pęczniejących, nie dających spać hormonów chciało się wyć i biegać w kółko za własnym ogonem. Na dodatek nie umiałem pływać… Pozostawało długie błądzenie po korytarzach jaskiń i taplanie się w wodzie po pas.
Tego dnia zapuściłem się naprawdę daleko. Korytarze przechodzące w jaskinie podlane lekko falującą wodą. Ziejące ciemnością odnogi w głąb lądu. Według opowiadań stryja i miejscowych legend, (i historii) były to kryjówki miejscowych piratów. Ponoć do znalezienia było jeszcze sporo skarbów! Ale można było zabłądzić i nie wyjść nigdy! Dla bezpieczeństwa wybierałem tylko te szlaki które szły blisko brzegu. Gdzie zawsze, czy to z góry czy z boku wpadało jakieś światełko i słyszałem szum rozbijających się fal.
To było bardzo ciasne przejście; z trudem przecisnąłem głowę i klatkę piersiową, wciągnąłem brzuch i ocierając kości bioder przeciskałem pas modląc się by nic sobie o ostrą skałę nie urwać. I kiedy z westchnieniem ulgi przecisnąłem się na drugą stronę… zamarłem… Skały cofały się półkoliście tworząc malutką piaszczystą plażę. W wodzie po kolana, tyłem do mnie stała kobieta. Burza ciemnoblond włosów sięgająca do bardzo zgrabnej pupy. Stała w lekkim rozkroku pozwalając wodzie łasić się do kolan. A słońce podglądające z boku rysowało jej wyraźny cień na sąsiedniej skale. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy. I nie tylko. Jak zwiększam wydatnie objętość na wysokości pasa. A kiedy odwróciła się do mnie i uśmiechnęła, kiedy zrobiła krok… zerwałem się w panice do ucieczki. Ale nie miałem już szans przecisnąć się z powrotem …
…i pływać też się nauczyłem!

Komentarze

comments